Portal biznesowy – Wiadomości / Informacje / Porady
Uncategorized

Alicja w Krainie Czarów. Witamy w programie wyborczym, pięknej wizji rodem z bajki

Alicja w Krainie Czarów

Program roztaczający przed wyborcami obraz krainy szczęśliwości, w której każdy mieszkaniec realizuje swoje potrzeby świetnie się sprzedaje. Daje poczucie, że wreszcie znikną problemy, w rzece popłynie miód, a za oknem ptaki będą śpiewać. Nie będzie konfliktów, zanieczyszczenia środowiska, a kasa gminy będzie wypełniona po brzegi. Kiepsko, jeśli kandydat liczy, że wyborcy umieją tylko czytać. Wyborcy też potrafią myśleć.

Kandydatka na wójta Wiszni Małej w swoim programie wyborczym wylicza szereg inwestycji… ale nie podaje źródeł finansowania. Aleksandra Marciniak kreuje się na ekspertkę od projektów unijnych, która ma doskonały wgląd w obecne programy. Nie podaje jednak ani konkretnych nazw projektów, z których można sfinansować jej pomysły, ani kwot inwestycji, ani wkładu własnego gminy i sposobów na jego pozyskanie. Powód jest prosty. Jej wizja nie jest możliwa do zrealizowania głównie z zewnętrznego finansowania, za to istnieje szansa, że wyborca tego nie zauważy.

Patrząc na listę obietnic wyborczych Aleksandry Marciniak, wydaje się, że trafiliśmy do krainy czarów, gdzie marzenia o doskonałej gminie stają się rzeczywistością zaledwie machnięciem różdżki.

Zacznijmy od Planów Rozwoju Sołectw, które mają być opracowane we współpracy z mieszkańcami. Brzmi to jak piękna bajka o wspólnej pracy dla dobra społeczności. Jednakże, jak doświadczenie pokazuje, nie ma takiej możliwości biorąc pod uwagę różnorodność mieszkańców i wsi w danej gminie, że wszystkie potrzeby danej wsi zostaną uwzględnione. To raczej zarządzaniem potrzebami, możliwościami i priorytetami. Kandydat, który obiecuje, że zaspokoi potrzeby wszystkich wydaje się nie mieć kontaktu z rzeczywistością i brak mu nie tylko doświadczenia, ale także wyobraźni.

Następnie przechodzimy do obietnic dotyczących wykorzystania środków unijnych na infrastrukturę. Zapewnienia Marciniak o maksymalnym wykorzystaniu grantów i dotacji brzmią jak obietnica znalezienia skarbu na końcu tęczy. Nie da się zaspokoić wszystkich potrzeby infrastrukturalnych gminy z dotacji i to z prostej przyczyny. Dostępne jest finansowanie tylko na konkretne cele i przy sporym udziale własnym gminy. Wątpię, żeby budżet gminy mógł zostać w ten sposób zapełniony po brzegi. Najbardziej rozwinięte gminy w Polsce to nie te, które korzystają z funduszy, ale te, które mają najwyższe przychody z podatków i inwestycji.

Kolejnym etapem naszej podróży po bajkowej gminie jest wizja stworzenia parku naukowo-technologicznego i wspieranie lokalnego biznesu. Idealne rozwiązanie dla rozwoju gospodarczego. No i tutaj Pani Marciniak ostro chce wchodzić w konkurencję z samym Wrocławiem. Prawie 30 lat temu powstał Wrocławski Park Technologiczny, w ramach którego działa 220 firm, współpracujących z największymi ośrodkami naukowymi z Wrocławia, jak Politechnika, czy Uniwersytet Ekonomiczny. Dodatkowo we Wrocławiu działa Agencja Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej, której partnerem i akcjonariuszem jest Wisznia Mała. Ale może w tej bajce dla urozmaicenia musi pojawić się Don Kichot, który walczy sam z sobą, żeby podnieść jej oglądalność. Tyle tylko, ze szkoda czasu i środków finansowych, bo konkurowanie ze sobą, czy z dużo większym graczem, jak Wrocław, skazane jest na mizerne efekty, które mogą wprowadzić gminę w ogromne długi. Tworzenie parku naukowo-technologicznego wymaga nie tylko znaczących nakładów finansowych, ale także współpracy z biznesem oraz instytucjami badawczymi. Marciniak nie podaje jak poprzednio kwot, programów, miejsca, gdzie park miałby być i czym chce przyciągnąć firmy. A te mają do dyspozycji świetnie zorganizowany park technologiczny we Wrocławiu, infrastrukturę, dostęp do wiedzy, pracowników i mocno tam skoncentrowanego biznesu. Zapewne nie ona jedna marzy o Dolinie Krzemowej, ale na to trzema mieć fantastyczny pomysł i środki. I gdyby to było takie prosta, jak pisanie o tym na swojej stronie, mielibyśmy niejedną Dolinę Krzemową w Polsce. Na razie jednak Aleksandra Marciniak znana jest z blokowania w Malinie inwestycji wielkich podmiotów, które chcą przynieść miliony do budżetu gminy. To fatalna reklama dla potencjalnych inwestorów i firm, które ewentualnie mogłyby taki park technologiczny współtworzyć i zostawiać część swoich dochodów na terenie gminy. Przedsiębiorstwa, które dysponują dużym kapitałem mają wybór i raczej szukają otoczenia, w którym możliwy jest dialog i współdziałanie, a nie upór, który kosztuje obie strony i blokuje rozwój. Tym bardziej firmy z branży IT, które Marciniak w swoim programie obiecuje przyciągnąć.

Przesuwając się dalej po programie Aleksandry Marciniak trafiamy na pomysł tworzenia spółdzielni energetycznych. To brzmi jak magiczny sposób na zapewnienie sobie długofalowego dostępu do energii elektrycznej, obniżając przy tym rachunki za prąd. Ale czy na pewno to takie proste? Już pół roku temu gmina promowała program zakładania spółdzielni energetycznych. Pani Marciniak mogła skrzyknąć sąsiadów i założyć choćby jedną. Nie potrzeba być wójtem, żeby to zrobić. Na prawie 2500 gmin a tym samym ponad 43 tys. wsi w Polsce przypada, uwaga! 31 spółdzielni energetycznych. I nie dlatego, że ludzie są leniwi. Tworzenie spółdzielni energetycznych wymaga znacznych inwestycji początkowych, które nie zawsze są dostępne dla mieszkańców i gminy. A  projekty energii odnawialnej są opłacalne, ale na zwrot z inwestycji czeka się długie lata.

Kolejną kolorową kulą z bajkowego ogrodu jest obietnica budowy dużego obiektu sportowo-rekreacyjnego z aquaparkiem, lodowiskiem, torem rolkowo-rowerowym, boiskami do tenisa i piłki nożnej, a nawet salą koncertową! Wizja tego miejsca pełnego aktywności i rozrywki jest niesamowicie kusząca dla mieszkańców. Realizacja takiego projektu wymagałaby ogromnych nakładów finansowych oraz zaangażowania wielu partnerów, zarówno publicznych, jak i prywatnych. Pozyskanie partnerów do takich projektów jest niezmiernie trudne. Nawet duże miasta jak Warszawa mają z tym ogromny problem. Ale załóżmy, że udałoby się taki obiekt postawić. Chętnie się dowiem, ile razy w tygodniu każdy mieszkaniec gminy musiałby z niego korzystać i jakie kwoty zostawiać, żeby taki fantastyczny i pełny rozmachu obiekt utrzymać? Wystarczy, żeby kandydatka podała, jaki koszt utrzymania przypadnie na jednego mieszkańca. Ciekawe czy mieszkańcy zdają sobie z tego sprawę, że budżet gminy, który np. powinien zasilić ważne projekty, może z dużą szybkością spłynąć po basenowej megazjeżdżalni wprost do niecki, by wyborcy Pani Marciniak mogli się pluskać w ciepłym brodziku? Szczególnie, że to kolejny projekt konkurujący z giga graczem Wrocławiem. Dobrze by było, żeby Pani Marciniak napisała coś więcej niż tylko ogólne wizje bez pokrycia i spojrzała na Wrocław, liczbę jego mieszkańców i budżet miasta z większą pokorą. Dobrze jest będąc małym, inspirować się gigantami, ale próba kopiowania ich i wchodzenie z nimi w rywalizację skazane jest na sromotna porażkę.

Ostatnim, ale nie mniej ważnym elementem naszej podróży przez bajkową gminę, jest obietnica poprawy zdrowia i dobrostanu mieszkańców. Pomysł sprywatyzowania ośrodka zdrowia i wsparcie lokalnych producentów brzmi jak magiczny eliksir zdrowia dla społeczności. Jednakże, nie możemy oczekiwać, że prywatny właściciel ośrodka zdrowia będzie w stanie zapewnić wzrost jakości usług, a wsparcie dla lokalnych producentów naprawdę pomoże w poprawie zdrowia mieszkańców. Ten temat był już przerabiany ze szpitalami, który w mało spektakularny sposób padały w rękach prywatnych, prosząc o kasę z publicznej sakiewki.

Nie bez powodu wydaje się, że w tej bajce brakuje kluczowych rozdziałów dotyczących konkretnych wyliczeń, szacunków i analiz. Owszem, wizja jest piękna, ale czy w praktyce możliwa do zrealizowania? Wydaje się, że autorzy tego planu zapomnieli o kluczowym detalu – pieniądzach. Brak precyzyjnych informacji na temat konkretnych programów, funduszy czy wkładu własnego gminy rzuca cień wątpliwości na całą opowieść.

Gdy przyjrzymy się temu bliżej, brak szacunkowych wyliczeń i konkretnych źródeł finansowania sprawiają, że plan ten przypomina mniej strategię eksperta od funduszy, a bardziej dzieło snu marzyciela. Przykładowo, wspomniane inwestycje w infrastrukturę czy budowę obiektów sportowo-rekreacyjnych wymagają niebagatelnych nakładów finansowych. Skąd więc gmina ma wziąć te środki? Jaką część z tych planów można zrealizować za pomocą dostępnych dotacji czy funduszy unijnych, a ile zależy od własnego wkładu gminy? Na te pytania brak jest jednoznacznych odpowiedzi.

Nawet wyżej wymienione pomysły, takie jak stworzenie parku naukowo-technologicznego czy spółdzielni energetycznych, choć brzmią obiecująco, nie zostały poddane dogłębnej analizie kosztów i korzyści. Co więcej, brakuje merytorycznej oceny ich możliwości realizacji w kontekście specyfiki gminy. Ekspert od funduszy, jakim wydaje się być Pani Marciniak, powinien być w stanie zapewnić nam kompleksową analizę, która uwzględni zarówno możliwości finansowe, jak i potrzeby społeczności lokalnej.

Podsumowując, choć te obietnice wyborcze mogą być jak bajka dla wyborców, w rzeczywistości często są one bardziej marzeniem niż realnym planem działania. Może warto zastanowić się, czy te wizje są tak realistyczne, jak wydają się na pierwszy rzut oka. Czy może lepiej jest poszukać bardziej pragmatycznych rozwiązań, które mimo że mniej kolorowe, są bardziej realne do osiągnięcia.